czwartek, 15 września 2016

Tradycja

Oglądałam ostatnio Pingwiny z Madagaskaru, serial.

Scena, która mnie poruszyła i od razu skłoniła do rozważań nad podejściem do kwestii okołoharcerskich:
Małpy prowadzą obrady zwierząt w zoo. Wyczytują listę rzeczy których nie powinno robić się wobec zwiedzających, np. zdejmować im czapek z głów. I nagle jedna małpa mówi coś na migi, a druga jej odpowiada: Ale czy możemy rzucać w ludzi łajnem? Oczywiście, przecież to TRADYCJA! 


tadaaaaaaaaaaaam!

pixabay.com

środa, 7 września 2016

I ty możesz być specjalistą.

Jutro mam obronę. Więc powtarzam i trafiam na to:

"Wszystkie etapy procesu rehabilitacji mogą być realizowane tylko przez grupę przygotowanych specjalistów, tworzących interdyscyplinarny zespół, którego skład zależy od programu usprawniania, jaki zostaje opracowany indywidualnie dla określonej osoby." 

Zgoda, bardzo ładne i mądre. 
I tutaj, z dobrego toru powtarzania fachowej wiedzy w oczekiwaniu i przygotowaniu na ten niezwykle ważny moment jakim jest ukończenie studiów, znowu pomyślałam o moich harcerzach Nieprzetartego Szlaku. Na obozie jeden z nich towarzyszył Wojtkowi w zabawie w piaskownicy, ale sam nie budował niczego z piasku, raczej obserwował las, albo raczej patrzył w przestrzeń, jakby obecny tylko ciałem. Następnego dnia znowu widziałam go przy piaskownicy, wygładzał zamek z piasku. Nie była to okazała forteca, bardziej przypominała bunkier z anteną (kopczyk z patykiem), ale był. I była to pierwsza, spontaniczna budowla w ciągu obozu. Rozwiązanie zagadki jest takie: Pomiędzy dniem poprzednim a budową, w naszym podobozie pojawiły się zuchy. Bawiły się z Wojtkiem w towarzystwie harcerzy i stawiały właśnie takie bunkropodobne zameczki. Dziękuję Zuchy, że pomimo braku specjalistycznego przygotowania, w zupełnie nieświadomy sposób, jako przypadkowo dobrany zespół nieintencjonalnie wpłynęłyście na harcerza z mojej drużyny. Już nie patrzył w przestrzeń przy piaskownicy, tylko budował zamki. 

pixabay.com

środa, 3 sierpnia 2016

Syrenka

Bohater drużyny - warto? Jak tak to jaki?

Byłam dzisiaj z moją znajomą-harcerką i naszymi dziećmi na cmentarzu, odwiedziłyśmy grób Krysi Krahelskiej. Znajoma była kiedyś moją drużynową, a Krysia bohaterką naszej drużyny. Zostawiłyśmy na grobie słoneczniki i znicz, a w drodze powrotnej rozmawiałyśmy o bohaterach. Ostatnio myślę o tym kim są dla nas, harcerzy, bohaterowie. Może te myśli obudziły się w związku z frustracją spowodowaną wydarzeniami w trakcie obchodów 1 sierpnia w Warszawie. Może dlatego, że moja drużyna nie ma jeszcze swojego bohatera...
Ja o bohaterce starej drużyny myślę często.



Warszawiacy mogą być spokojni o swoje miasto. W Wiśle mieszka Syrenka, uzbrojona w miecz i tarczę, by w razie potrzeby bronić Warszawę przez złem.
Na Powiślu, przy brzegu rzeki stoi pomnik naszej strażniczki - syrenki, do którego pozowała Krystyna Krahelska.

- źródło pixabay

Bohaterka naszej drużyny pisała wiersze i piosenki. "Hej, chłopcy, bagnet na broń" śpiewało się na początku każdej zbiórki. Była etnografką i harcerką. W drużynie dowiedziałam się czym jest etnografia, udawało nam się nawet podejmować etnograficzne działania - na zbiórkach, biwakach, zwiadach, obozach - było odkrywanie, poznawanie, badanie, obcowanie z kulturą. Kultura Łemków, Warszawska Odznaka Krajoznawcza, symbol syrenki na plakietce drużyny, Kujawiaczek, Muzeum Etnograficzne w Warszawie, Powstanie Warszawskie. Wszystko grało - nazwa drużyny, obrzędowość, bohater. Krysia jest w pamięci - mojej i dziewczyn z drużyny i gdzieś, w pewnym momencie, ukształtowała część tego kim jesteśmy.
Po śmierci Krysia została odznaczona Krzyżem Walecznych. Zginęła drugiego dnia Powstania, w czasie służby, jako sanitariuszka.




Bohater drużyny - warto.
 Jaki? Bliski.
 Taki, którego możemy odnaleźć, do którego da się dotrzeć, związany w jakiś sposób z naszą rzeczywistością. Im prostszy, tym bliższy będzie harcerzom. Taki, którego da się naśladować, może niekoniecznie na froncie wojny, na czele armii, konno i z szablą w ręku? Przynajmniej tak wynika z moich obserwacji - bliscy harcerzom są bohaterowie o których możemy powiedzieć "zwykły człowiek, który w trudnych okolicznościach postępował jak bohater". 

sobota, 30 lipca 2016

Dzikie Dziecko Lasu

Dzisiaj wyniki testu! Jakie są efekty pobytu 1,5-rocznego dziecka na obozie w lesie? 

Zyskuje ono nowy status: Dzikie Dziecko Lasu.



Oto co się stało, w roli głównej mój syn, Dzikie Dziecko Lasu.

1. Zapchał sedes ubraniami z kosza na pranie. Bo w pralce skończyło się miejsce.

2. Biegł kąpać się z kaczkami w Łazienkach Królewskich.

3. W parku nie chodzi po alejkach, ale po trawie. Najchętniej przeciska się przez przystrzyżony żywopłot.

4. Napada zraszacze.

5. Na działce wlazł w ubraniu do wiadra z wodą do podlewania kwiatków.

6. Podnosi z ziemi i ogląda wszystkie patyki, jakie znajdzie na swojej drodze.

7. Najchętniej żywi się dżemem.

8. Jak widzi ogień to chce dokładać patyki.

9. POKAZUJE JAK SIĘ TAŃCZY DISCO.





Ogólnie polecam :)

poniedziałek, 6 czerwca 2016

Kult (nie)jedzenia.

Do napisania tego tekstu zbierałam się od Bożego Narodzenia. Potem planowałam to zrobić na Wielkanoc. Ale czasu było mało a do pisania nie po drodze. Ciąża, dzieciństwo, obóz. I zaglądanie do talerza. Trochę bardziej psychologicznie i jako rodzic, ale o obozie trochę też. Jedzenie jest ważne.


1.Ciąża.
„Ooo, który to miesiąc? To masz duży brzuch! Będą bliźniaki?”

Całe to gadanie o wadze zaczyna się już w ciąży. Po pierwsze od lekarzy i pielęgniarek, którzy na każdej wizycie wpisują w kartę ciąży ile pacjentka waży. Jak się kilogramy nie zgadzają to od razu, że za dużo, za mało, trzeba jeść więcej, jeść mniej. Śmieszne kalkulatory w sieci pokazują odpowiednią wagę co do dekagrama. Wydaje mi się, że jeżeli kobieta nie trenuje sportów z kategoriami wagowymi albo nie ma zaburzeń odżywiania to nie wie ile waży co do grama. Ba, czasami wie że coś między 60 a 65, ale dokładnie to nie ważyła się od pięciu lat.
Po drugie komentarze znajomych i rodziny, które bywają jeszcze gorsze. Wielkość brzucha nie zawsze odpowiada wielkości dziecka. Jeżeli mięśnie brzucha u kobiety są mocne to ciąża jest słabiej widoczna. A komentarze, że wygląda się na 5 miesiąc będąc w 8 ( słyszałam!) albo na bliźniaki będąc w 7 wcale nie są miłe. Dla rozchwianej hormonami kobiety intencja się nie liczy. Takie słowa najczęściej padają z ust osób niedzieciatych, których wyobrażenie o ciąży jest stworzone przez siostry, ciotki, telewizje i plotki. Są też komentarze od osób, które dziecko rodziły 20+ lat temu i mało co pamiętają, ale na pewno było inaczej. Dotrwanie do końca ciąży bez pytań o wagę jest praktycznie niemożliwe. 


2. Karmienie i rozszerzanie diety.
„Ooo, a on jeszcze tego nie je?” vs „Jak możesz mu to dawać?!”

O tym jak powinno się karmić i kiedy rozszerzać dietę pisać nie będę, bo nie o to chodzi. Każdy ma jakąś teorię i pomysł. Matka, ojciec, babcia, sąsiadka, pani w mięsnym, lekarze dla dorosłych (tu głównie króluje: po co pani jeszcze karmi piersią?), pediatrzy a nawet kolega ciotki z pracy. I jak tu nie oszaleć? Przyjmujemy sobie jakiś punkt X od którego będziemy rozszerzać dietę. Mniej więcej od 3 miesiąca życia dziecka mogą pojawić się komentarze o soczku, wodzie z glukozą, kaszce na lepszy sen, zupkach, owocach, warzywach, słoiczkach, mięsku, rosołku, flaczkach i czekoladzie. Z tygodnia na tydzień jest coraz więcej takich tekstów, coraz bardziej denerwujących. Dziecko, przyjmijmy, sobie przybiera w swoim tempie, pije sobie mleko (jeżeli pije z piersi to sobie spokojnie pije, jeżeli pije modyfikowane to wszyscy się pytają ile mililitrów i dlaczego tak mało/dużo. Jako ciekawostkę powiem, że dokarmiane dziecko w szpitalu dostaje każdego dnia o 10ml więcej. Żołądek dziecka tak szybko nie rośnie...) Zawsze znajdzie się ktoś, kto powie, że dziecko wygląda za grubo albo za chudo. Dziecka na piersi nie da się zatuczyć a zdrowe dziecko się nie zagłodzi, jak jest szczupłe to taka jego uroda. Wspaniałym przykładem są dwa urocze chłopaki: mój syn, zawsze w dole siatek centylowych; syn Zosi  na pół roku ważył tyle co Staś na rok. Obaj zdrowi, żadnych problemów związanych z przegłodzeniem/wychudzeniem. A wielkościowo jak ogień i woda.
 Dobra, zaczynamy rozszerzać dietę.W sieci można znaleźć bardzo dużo pytań o to ile zjada dziecko w konkretnym wieku i ile posiłków. Logika podpowiada, że zjada ile chce, bo ma naturalnie wykształcone mechanizmy i (jeszcze raz powtarzam) zdrowe dziecko się nie zagłodzi. Ale ogólny kult jedzenia (dużo jedzenia = dobrobyt) sprawia, że całe rodziny stają nad dzieckiem i wmuszają w nie kolejną łyżeczkę, zabawiając albo (najgorzej!) puszczając baję w telewizji.
Wspomniałam na początku, że chciałam napisać ten tekst przy okazji świąt. Z jednej strony tego dnia spotykamy się z rodziną, którą widujemy rzadko i pojawia się dużo komentarzy odnośnie wszystkiego, z drugiej strony ogóle obżarstwo sprawia, że tracimy sens świąt i nadrzędne staje się dla nas ugotowanie miliona przysmaków a potem zjedzenie wszystkiego, bo przecież się zmarnuje. Jak ktoś się nie przeje w święta to znaczy, że beznadziejnie spędził czas. Przywodzi mi to na myśl antyczne sympozjony. Ludzie jedli do porzygu a potem znowu jedli i znowu wymiotowali. Ach te wspaniałe zabawy...
Dieta małego dziecka ma bardzo duży wpływ na to, co dziecko będzie później jadło. Czy będzie obierało pomidory a może jadło żyłki z mięsa? Czy będzie wolało warzywa czy owoce? Czy będzie lubiło zwykłą, niegazowaną wodę? Ile posiłków będzie jadło? I chyba najważniejsze: czy będzie umiało ocenić ile zje i ewentualnie powiedzieć STOP jeżeli nie będzie mogło już zmieścić?
To chyba nie dieta jest obecnie największym problemem dzieci, bo nie ma dziecka, które jadłoby tylko czekoladę. Ale mało jest osób, które potrafi zjeść tyle ile potrzebuje. Uczucie sytości jest całkowicie zagłuszane przez niezostawianie resztek na talerzu. Nie twierdzę, że trzeba marnować jedzenie, ale osoba która umie nie zjeść za dużo umie najczęściej ocenić ile zje.
Jemy szybko, jemy w biegu, jemy tyle ile nam nałożą na mieście. A potem powielamy te zachowania u naszych dzieci.


3.Szkoła i obóz.
„Zjedz wszystko co masz na talerzu/w menażce.”

I przechodzimy do części, która może zainteresować więcej osób. Żywienie zbiorowe. Obóz. Trudna sprawa, pomijając to, że powinno być smaczne to musi być jeszcze w miarę zdrowe. To wędrownik może wyżyć na pasztecie i paprykarzu (PAPRYKARZ GÓRĄ, PASZTET KANAŁAMI!!!) a nie harcerz. Mamy jadłospis, cztery albo czasami i pięć posiłków dziennie, soczek, herbatę, wodę.
I beczkę na resztki. Albo może jej nie mamy? Musze powiedzieć, że na moim pierwszym obozie nie było beczki na resztki i jakoś żyliśmy. Ale wtedy wszyscy pilnowali aby kuchnia nie nałożyła więcej niż ktoś chciał. Ja raz musiałam na siłę dojadać (grubo pokrojoną cebulę z zupy, trochę trauma). Na kolejnym obozie pojawiły się miejsca, do których można niedojedzone zostawić. Niestety nie było tak, że kilka osób wyrzucało resztkę tylko harcerze wywalali po pół menażki, bo tak im kuchnia nałożyła. Bo wszyscy przestali pilnować ile nakładają. No tyle aby starczyło dla wszystkich, ale też żeby nie zostało, bo trzeba potem przerzucać i myć kolejny gar i tyle roboty. Niestety kadra mało może zrobić w tej kwestii, bo jak dziecko nie jest głodne to siedzenie nad nim od obiadu do zajęć nic nie da. Większość zachowań jest wyniesiona z domu, za rodziców nikt dziecka nie wychowa. Najlepiej pilnować ile dziecko nakłada, pogadać przed obozem z rodzicami jak często dziecko je w domu. 
Problemem jest też to, że wiek harcerski to wchodzenie w dojrzewanie dla wielu osób. Bardziej widać to u harcerek, które rosną nie tylko wzwyż. Trzeba bacznie obserwować takie dziewczyny, bo dużo zaburzeń odżywiania zaczyna się koło 12 roku życia. Nie chcę teraz zagłębiać się w temat, ale zaburzenia odżywiania to nie tylko anoreksja i bulimia. Jest tego bardzo dużo i zdarza się coraz częściej. Praktycznie od narodzin panuje kontrola wagi i ilości zjedzonego posiłku. Im więcej dziecko je, tym lepiej. Nawet już w szkole, na stołówce, odnoszenie jedzenia na talerzu jest krytykowane często (akurat tu musi być możliwość odniesienia resztek, bo wszystkie porcje są takie same). Pod koniec podstawówki, może bardziej na początku gimnazjum, dzieci są bombardowane są modą, plakatami, filmami, gwiazdami. Pojawia się nie kult jedzenia a kult niejedzenia. Znowu, nie mam zamiaru zagłębiać się w restrykcyjne diety i ćwiczenia, ale to jest coraz większy problem. Tak samo jak ktoś nie miał umiaru w jedzeniu tak nie ma umiaru w ćwiczeniach albo niejedzeniu. Skrajności towarzyszą nam cały czas. Na obozie trudno obserwować każde dziecko pod kątem jedzenia, ale ważne aby dać im dużo czasu na jedzenie, odpoczynek po jedzeniu. W miarę możliwości nie nagradzać tylko słodyczami (we współzawodnictwie). Pilnować zdrowego ruchu, ale dawać czas na odpoczynek. Starać się kształtować dobre i zdrowe nawyki. Może nie zmienimy wszystkich, ale nawet jedna osoba to dużo. Najlepiej robić to na własnym przykładzie, ale często my, dorośli, jesteśmy ofiarami niewłaściwego wychowania pod kątem nawyków żywieniowych oraz ruchowych.

4. Ale nie dajmy się zwariować.
„Olej palmowy? Fuj!”

Specjalnie podałam taki wspaniały przykład. Olej palmowy jest chyba drugi na liście składników naszej wspaniałej nutelli i jej obozowych podróbek na każdą kieszeń. Pierwszy jest oczywiście cukier. Teraz chciałabym trochę zanegować zdrowe odżywianie. Istnieje coś takiego jak ortoreksja. Chorobliwe sprawdzanie składów jedzenia. Rezygnowanie całkowicie z chemii w jedzeniu. Jest to drogie. I jest chorobą. Ortoreksją nie jest jedzenie warzyw do każdego posiłku, ale strach przed zwykłym batonikiem czy vegetą już tak. Nie dajmy się zwariować. Mam wrażenie, że ograniczanie dzieciom słodyczy restrykcyjnie (mówię o ograniczaniu a nie robieniu własnych słodyczy) może spowodować, że kiedy tylko dzieciak znajdzie się w sytuacji, w której może sobie pozwolić, to pozwala sobie bardzo pozwala. Tak samo nie powinno się restrykcyjnie ograniczać jedzenia dziecku. Nawet jeżeli ma nadwagę, to zmiana składników diety i więcej ćwiczeń jest lepszym wyjściem.



I na koniec jeden z moich ulubionych tekstów o jedzeniu: "jesteś tym co jesz, więc nie bądź szybka, prosta ani łatwa" ;) 






poniedziałek, 30 maja 2016

Jaki Nieprzetarty Szlak?

Cztery lata temu założyłam 75 WDHek "ŁOŚ". Zwykłą drużynę harcerek przy podstawówce. Po pół roku drużyna stała się drużyną integracyjną, pojawiły się harcerki ze szkoły specjalnej. Dziś 75 WDH to dwie drużyny, "ŁOŚ" i Nieprzetarty Szlak, tworzące środowisko integracyjne. Mamy też chłopaków, bo obie drużyny zmieniły się w koedukacyjne.
We wtorek przekazałam funkcję drużynowej 75 WDH "ŁOŚ" Hani, która jest świetną dziewczyną i pięknym przykładem tego, że silna wola i praca nad sobą to wszystko czego potrzeba, by stać się szczęśliwym człowiekiem. Teraz obie nosimy granatowy sznur - ona Łosia, a ja NS.



Piszę pracę dyplomową o tym jak stopnie i sprawności harcerskie wpływają na samodzielność harcerzy z niepełnosprawnością intelektualną i autyzmem. Najchętniej opowiadałabym o tym wszystkim, których spotykam, bo sprawa jest świetna i ważna. W sobotę wróciliśmy z biwaku. Było nas 10: sześcioro harcerzy z autyzmem, dwoje niezastąpionych przybocznych, Wojtek i ja. Byliśmy oczywiście na Czubajce (głównie ze względów koncepcyjnych, nawał spraw i poszliśmy na sprawdzone). I teraz proszę o skupienie: Nasi harcerze, którzy codziennie podejmują wyzwania związane ze swoją niepełnosprawnością, podjęli wyzwania na miarę zaprawionego wędrownika. Spali w namiotach. Kąpali się w zimnej rzece. Zbierali chrust i palili ognisko, by ugotować obiad. Przeszli w ciągu tych dni 14 kilometrów, połowę wzdłuż szosy. Podróżowali pociągiem z plecakami. Wrócili umęczeni, szczęśliwi i bogatsi w doświadczenie życia w terenie.

Postanowiłam, że w ramach pozostawiania świata lepszym, postaram się zerwać parę barier, stawianych przez ludzi przed ludźmi. Na szczęście mam świetną ekipę, która mi w tym pomoże ;)

Nie jestem fanem cytatów, ale przypomnę, że ważny człowiek polecił nam byśmy nie czynili skautingu zbyt prostym. Zatem wszystkich instruktorów, którzy ze swoimi drużynami nie byli jeszcze na rajdzie z namiotami, z kociołkiem, zapałkami i puszkami mielonki, serdecznie zachęcam do wyjazdu na trudny biwak. Nie namęczycie się z wymyślaniem skomplikowanych gier, bo przygoda sama w sobie będzie grą i prawdziwą próbą charakterów (w tym waszych:)).









niedziela, 22 maja 2016

Naturalny wychowawca

Nieświadomość procesu naturalnego przygotowania harcerskiego wychowawcy, jest piękna i powinna trwać tak długo jak to możliwe.

Studia pedagogiczne dały mi dużo wiedzy. Praktyki studenckie pozwoliły mi przekonać się, że praca w szkole to nie jest najlepszy pomysł. Wiedza, którą zdobyłam i antywzorce, jakie wciąż obserwuję wśród koleżanek i kolegów ze studiów (brrr!) pomogły i pomagają (chociaż często zaciskam zęby, żeby nie dogadać) mi kształtować swoją postawę jako wychowawcy. Piszę pracę dyplomową na temat związany z metodą harcerską i odkrywam (a może raczej uświadamiam sobie?) jak piękne jest uczenie w działaniu i jak piękna jest naturalność.

Myślę sobie, że bardzo wcześnie uświadamiamy młodą kadrę harcerską o teoretycznych założeniach procesu, którego są odbiorcami. Z drugiej strony doceniam to, jak naturalne jest stawanie się wychowawcą harcerskim. I dostrzegam jak daleko niektórym studentom z mojego wydziału do odpowiedzialnej i radosnej postawy niejednego 12-letniego zastępowego, trochę starszego przybocznego. Dbajmy by ta radość nie zanikła.

poniedziałek, 21 marca 2016

Gawęda o dobrym pracowniku.

  
                                                                           - pixabay.com

   Firma, w której pracował człowiek, była najlepiej prosperującym przedsiębiorstwem w kraju. Miała świetne wyniki, wykwalifikowanych pracowników i dobrze zorganizowany zarząd. 
Człowiek pracował na niskim stanowisku. Kochał swoją pracę i był szczęśliwy, że może pracować w firmie. Miał swój identyfikator, przełożonych, za którymi przepadał i wykonywał proste, rutynowe czynności na swoim stanowisku.  Pracował tak zaciekle, że często kończył pracę przed czasem i wtedy okropnie się nudził. Bardzo pragnął wykorzystać swój czas, być przydatnym dla przedsiębiorstwa, pomagać innym. Nie chodziło o awans, pieniądze czy prestiż. Zwyczajnie czuł, że mógłby pracować więcej dla dobra ogółu. Niestety, wszyscy pracownicy zajęci byli swoimi sprawami, a nawet dziwili się takim zapędom kolegi z pracy. 

Człowiek postanowił udać się bezpośrednio do Dyrektora.
Pierwszego dnia, kiedy skończył pracę, czekał pod gabinetem trzy godziny. Nie udało mu się dostać na rozmowę.
Drugiego dnia, po dwóch godzinach oczekiwania, Dyrektor wyszedł z gabinetu ale nie chciał wysłuchać Człowieka, nie miał na to czasu.
Trzeciego dnia wreszcie się udało. Człowiek stanął przed Dyrektorem i powiedział o swoich pragnieniach, wyraził chęć pracy i poprosił o zadania. Dyrektor, z niekrytym zniecierpliwieniem, polecił Człowiekowi: Nie mogę teraz z Tobą rozmawiać. Idź do administracji i pobierz Kwestionariusz 49. Kiedy go wypełnisz, wróć tu i pokaż. 
Człowiek ucieszył się z zadania.

Nazajutrz, po pracy, poszedł do administracji. Poproszę Kwestionariusz 49. Słucham?  ze zdziwieniem odparła pani z administracji. Chyba się pomyliłeś. Nie dostaniesz u mnie Kwestionariusza 49. Mam tylko Kwit 12. Poza tym klucze do gabinetów. Może zapytaj w sekretariacie. Zdziwiony człowiek wrócił do domu, bo sekretariat był zamknięty.

Następnego dnia, po pracy, poszedł do sekretariatu. Poproszę Kwestionariusz 49. 
Słucham? ze zdziwieniem odparła sekretarka. Trafiłeś w złe miejsce. Nie mam czegoś takiego jak Kwestionariusz 49. Czy jesteś pewien, że tak nazywał się dokument? Człowiek był pewien. Sekretarka zasugerowała, by udał się do kierownika kadr, którego zastanie dopiero następnego dnia. 

Po kolejnym dniu pracy człowiek poszedł do kierownika kadr. Poczekał pół godziny i dostał się do jego gabinetu. Poproszę Kwestionariusz 49. Chcę go wypełnić i być lepszym pracownikiem. 
Kierownik roześmiał się gromko. Kto kazał ci zdobyć ten kwestionariusz? - Sam Dyrektor naszej firmy! Przyniosę wypełniony Kwestionariusz 49 i będę bardziej przydatnym pracownikiem! odparł Człowiek. 
Kierownik z głupim uśmiechem na twarzy wyjaśnił Człowiekowi: Człowieku! Kwestionariusz 49 to ściema, coś takiego nie istnieje! Dyrektor kazał ci go załatwić, żebyś nie wystawał pod jego gabinetem przez kolejne dni. Zawsze tak robi, kiedy ktoś mu przeszkadza. Nabrałeś się. Wracaj na swoje stanowisko i nie wyrywaj się już więcej. 

Człowiek był pracownikiem firmy jeszcze wiele lat. Nigdy więcej nie starał się już o większą ilość obowiązków. Bał się, że znów go wyśmieją. Zawiódł się na firmie, zaczął dostrzegać więcej - więcej złego. Ale jeśli nie będzie się wyrywał to już więcej złe rzeczy go nie będą dotyczyły. 



Druhu Drużynowy, czy planujesz już obóz? 
Mam zadanie dla całej kadry podobozu, w którym będziesz.
Wsadźcie sobie bulbulatory w nos, wiaderka fazy na głowy
 i zastanówcie nad swoim postępowaniem.
Podobno bulbulatory w nosie poprawiają koncentrację. 

środa, 27 stycznia 2016

Jak zacząć pracę ze stopniami harcerskimi?

 

   Jeżeli w twojej drużynie działa system stopni harcerskich to zgodzisz się ze mną, że stopnie są super.
Wiesz już, że oprócz motywacji podopiecznych do pracy nad sobą, stopnie ułatwiają planowanie  pracy w drużynie, są wygodne, można czerpać z nich precyzyjne informacje - co mam teraz z nimi robić.
   Jeśli w twojej drużynie nie działa system stopni harcerskich to podejrzewam, że zawsze tak było, ewentualnie stopnie są nieaktualne, bo czasy się zmieniają albo to jest dodatkowa robota, nie mam na to czasu. Jeśli zdarzyło ci się kiedyś takie, lub podobne, stwierdzenie sformułować to mam dobrą wiadomość - postanowiłam powiedzieć ci jak się za to zabrać.

Chcę przekonać tych nieprzekonanych, że stopnie harcerskie pomagają drużynowemu. Brzydko mówiąc stopnie są jak ściągawka, uwierzcie mi!

Żeby to udowodnić nie będę wymieniać korzyści płynących z systemu stopni ani rozwodzić się nad wartościami stopni. Dostrzeżesz to wszystko jak już uda ci się ruszyć z systemem stopni w drużynie.
Jak to zrobić? Przedstawię Ci to od strony czysto technicznej.

Czas start!
(mój przepis najlepiej będzie obrazować wprowadzanie stopni w drużynach pionu harcerskiego i starszoharcerskiego)

1. Określ, jakie stopnie są potrzebne do pracy w twojej drużynie (powinny pasować 2)
Jeśli prowadzisz drużynę harcerską (10 - 12 lat) wybierz
- ochotniczka/młodzik: klasa IV, V
- tropicielka/wywiadowca: klasa V, VI
Jeśli prowadzisz drużynę starszoharcerską (13-15 lat) wybierz
- pionierka/odkrywca: klasa I,II
- samarytanka/ćwik: klasa II, III
Nie zaniżaj poziomu! Nie otwieraj ochotniczki w klasie 6 ani w gimnazjum! Ktoś świetnie dostosował te wymagania, skorzystaj z tej mądrości, stopień ma być wyzwaniem.

2. Znajdź w dokumentach ZHP  wymagania danych stopni i zapisz sobie w strategicznym miejscu.
(na komputerze, w folderze harcerstwo stopnie, w folderze materiały, gdzieś gdzie się później nie naszukasz. Najlepiej, jeśli będzie to plik edytowalny, żeby z niego kopiować.)
Do ściągnięcia na pierwszej stronie wyszukiwarki Google.

3. Użyj wymagań na stopnie przy planowaniu pracy drużyny! 
Nie wiesz jakie tematy zbiórek wpisać w harmonogram? A może masz pomysł na temat ale nie jesteś pewien które wiadomości i umiejętności powinni umieć harcerze po takiej zbiórce?


Otwórz wymagania stopnia i skopiuj pasujące do tematu wymaganie! 
Każdy harmonogram wygląda inaczej, nazwy kolumn to propozycje. 




Do tematu może pasować całe jedno wymaganie, kilka albo część kilku. Możesz je łączyć, wedle pomysłu. 


Kiedy już masz określone treści zbiórek, możesz zastanowić się nad formami i miejscem. Proponuję podkreślić kluczowe hasła z wymagań. 



 Kiedy wymagania stopni są już rozplanowane w harmonogramie, masz pewność, że harcerze, chodząc na zbiórki naturalnie i pośrednio zrealizują swoje próby!


4. Użyj wymagań do określania celów zbiórki w konspekcie. 


Możesz zaplanować dowolną grę na orientację, z mapą i kompasem, o dowolnej fabule.
Będzie wiele możliwości zrealizowania tych celów, np.
- punkty zaznaczone na mapie (którą wydrukujesz z internetu),
- konieczność zorientowania mapy z użyciem busoli,
 - na punktach poszukiwanie ukrytych wskazówek,
wskazanie kierunków świata
 (odległość określona np. pakrokami),
- konieczność zapisania wiadomości dla kolejnej ekipy znakami patrolowymi,
itd... 

Możesz tę samą sztuczkę wykorzystać w przypadku sprawności - jeśli chcesz mieć pewność, że zbiórka stwarza możliwość zdobycia sprawności - skopiuj treść wymagań i podstaw jako cel zbiórki!


5. Karty prób na stopień. 

Harcerze muszą wiedzieć, że zdobywają stopień i widzieć swoje postępy. Jeśli prowadzisz drużynę harcerską, nigdy nie pracowałeś stopniami to zacznij od wydrukowania dla każdego harcerza karty z wymaganiami, podpisuj zrealizowane punkty po każdej zbiórce - każdemu, kto na niej był.
Jak oswoisz się już z tym systemem, dodaj kolumnę "zadania" po wymaganiach. Wpisz (sam albo z harcerzem) konkretny sposób realizacji wymagania.
Każdy drużynowy ma swój sposób.
Ja wymyślam zadania do całego obszaru,
jeśli wolisz może być jedno zadanie do jednego wymagania.
U nas, w próbie na II stopień, wygląda to tak:


Karty prób możesz trzymać u siebie lub rozdać harcerzom. 


W ramach ciekawostki powiem, że w mojej drużnie Nieprzetartego Szlaku, ze względu na jej charakter, zupełnie zrezygnowałam z kolumny "wymagania", zostały same "zadania".  Muszę przyznać, że czyni to kartę próby bardzo czytelną:







I tak, mam nadzieję, że udało mi się zarysować techniczną stronę pracy ze stopniami. Jest to propozycja jak zacząć. Wierzę, że jak już zaczniesz, to sam dostrzeżesz jakie zmiany i dostosowania trzeba wprowadzić - to zależy od liczebności drużyny, samodzielności zastępów, liczebności kadry i wielu innych czynników.

Trzymam kciuki!