Mały oboźny. Na pełen etat. Albo nawet dwa.
*łeeeeeeeeeee!*
-Która godzina
-5.38.
-Chcę spać.
*MAMAMAMAMAMAMMA*
-No dobra, nie chcę.
W życiu przychodzi taki moment gdy
trzeba zdać funkcję, którą się pełniło przez dni/tygodnie/lata
i zrobić miejsce komuś nowemu. Tak jest nie tylko w harcerstwie,
ale też w normalnym, codziennym życiu rodzinnym. Pojawia się nowy
człowiek i szlag trafia wszystkie nasze postanowienia.
Godziny mojego snu były wyznaczane
przez mój własny zegar biologiczny. Jako typowy „nocny Marek”
chodziłam spać grubo po wieczorynce a wstanie przed 9 graniczyło z
cudem. Egzystowałam sobie w tym moim małym, idealnym świecie,
gdzie noc jest najlepszą porą . Dzień zaczynałam spokojną kawą,
śniadanie dopiero później, ale wszystko było przemyślane. Kawa
musiała mieć idealną temperaturę i musiała być bardzo mocna.
Aż tu pewnego dnia...
płacz dziecka
W szpitalu praktycznie w ogóle nie
spałam. Nienawidzę szpitali całym moim sercem i gdybym tylko mogła
to nigdy bym tam więcej nie szła. Po powrocie do domu wstawanie co
najwyżej 3 godziny. Kawa zimna dość słaba, jak zdążę wypić ciepłą to jest
cud. Jedzenie też nie musi być ciepłe, nie musi być przygotowane
specjalnie. Życie ratuje mi to, że Młody je to co my, więc mam motywację aby ruszyć zad z łóżka podczas dzieciodrzemki i poczynić jedzenie.
I tak od roku nie przespałam żadnej
nocy.
Ba, nie przespałam więcej niż
czterech godzin z rzędu.
Alarmy mleczne.
Alarmy pieluszkowe.
Alarmy kąpielowe.
Alarmy stałoposiłkowe.
Alarmy zabawowe.
Najgłośniejszy oboźny jakiego znam.
MAMAMAMAMAMAMA AM!
W sumie po jakimś czasie zdążyłam
rozpoznawać już alarmy, nie musiałam się zastanawiać o co
chodzi. Niestety ciężko przygotować się do nich wcześniej. Dziś
pobudka nastąpiła o 6 rano a wczoraj dopiero o 9.
Losowy oboźny.
Ale za to niezastąpiony. Nawet mimo
choroby i ząbkowania! Dzielnie budzi mnie.
Kilka razy dziennie.
Codziennie.
Czuwaj druhu oboźny, melduję się na
karmienie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz