Pominę kwestię seplenienia. Podnosi
mi ciśnienie do takiego jaki ma normalny człowiek. I to bez pomocy
kawy. Seplenienie jest zaliczane do WAD WYMOWY. Smutne, że tylu
dorosłych ma z tym problem :C
„niuniuniu jaki ślićnia dzidza, niuniuniu, pinkni chłopćik z ciebie ”
I zauważyłam, że to faktycznie jest jakaś plaga. Bardzo dużo dorosłych sepleni do dziecka i mimo moich usilnych starań, próśb i błagań nie może przestać. Polecam udać się do logopedy. Serio.
Seplenienie to jedno, ale są słowa,
które są dla mnie bardziej krzywdzące. Nie wiem czy ktokolwiek się
zgodzi z podanymi przeze mnie przykładami sytuacji.
1. Jestem na dziale z
pieczywem w markecie. Dziecko w wózku siedzi i zadowolone z nowej
umiejętności dźwiękowej mówi „aaaam!” wskazując na
pieczywo. Brawo Młody, znalazłeś coś do jedzenia i nazwałeś
poprawnie.Punkt dla ciebie. Biorę pieczywo do domu i zaczynam zastanawiać się,
którą bułkę wziąć dziecku, które roku jeszcze wtedy chyba nie
miało nawet. Albo miało ciut ponad. Decyzja moja, dziecko raczej
niezależnie od niej będzie zadowolone, bo dostanie jedzenie. W
pewnym momencie obok mnie pojawia się kobiecina, w wieku już
przekwitłym i w te słowa do Młodego: „Głodny pewnie jesteś.
Zobacz jakie ładne pączki kolorowe. Mama zaraz Ci kupi”.
Chciałam powiedzieć coś niemiłego, ale staram się poprawiać
wizerunek studentów i trzymam nerwy na wodzy. Niby krzywdy mi jej
gadanie nie zrobiło, ale jakby moja latorośl była starsza i
rozumiała coś więcej to mogłaby podnieść bardzo głośny raban
o tę słodką bułę, której w gruncie rzeczy nie chce*, ale jakaś
pani powiedziała, że mama kupi. Myślę, że wyszłabym z tej
sytuacji z głową, ale byłabym zadowolona jakby ludzie nie mówili
mojemu dziecku co ja zrobię. Szczególnie bez konsultacji tego ze
mną.
(* moje dziecko nad słodycze przedkłada mięso. Szczególnie na obiady. Widać, że mój syn. Wzruszyłam się)
2.Miliony sytuacji. I
to nawet od rodziny: „Zła mama/zły tata nie daje <czegoś>
jeść. Zaraz ciocia/babcia/wujek/sąsiad/ktokolwiek da jak
mama/tata nie będzie patrzeć.” Och, wspaniale że dbacie o to
aby mojemu dziecku niczego w diecie nie zabrakło. Szczególnie
kilku ton czekolady (nie mówię, że powinien być absolutny
zakaz czekolady u dzieci, ale raczej nie jest podstawą diety.
Chociaż czasem sama żałuję ;) Ja wiem, że większość
cioć/babć/wujków/etc. wychowała własne dzieci, ale nie każdy
chce powielać ich sposoby. Bywają też sytuacje, w których dziecko jest na dany produkt uczulone i czasami rodzina nie jest wstanie tego zrozumieć. Takie teksty dotyczą nie tylko jedzenia, ale też rozwoju. Fakt, że dziecko na etapie "Dlaczego go nie prowadzacie?" albo "Dlaczego go nie sadzacie?" nie kuma jeszcze na tyle, żeby się tego domagać, ale tak się to wszystko zaczyna. Ja już czekam na komentarze odnoście nieudolnych prób odsmoczkowania.
Do tego krytyka rodzica przy dziecku jest moim zdaniem nie na miejscu. Szczególnie tak czarno-biała.
3. Na koniec mój ulubiony, najlepszy i uwalniający we mnie największe pokłady wściekłości i żądzy mordu: „Taki duży jesteś a jeszcze tego cycka?!”
Na spokojnie,odpowiedzi do tego są
dwie: a)ja nie mam cycków, mam
piersi, b) polecam zalecenia WHO
Na pytanie dlaczego nadal karmisz piersią możesz odpowiedzieć, że nie stać cię na mleko w proszku. Serio, obciążenie dla kieszeni straszne. Ale co powiedzieć małemu dziecku, w którym takie stwierdzenie wzbudza poczucie wstydu? Ja wiem, że raczej nikomu o to nie chodziło, ale tak jest. Pomijając wtykanie nosa w bardzo intymną relację matki i dziecka to odnosi się też do sposobu żywienia. Tylko akurat tak sformułowane pytanie jest atakiem w stronę dziecka. A skąd ci wszyscy ludzie wiedzą ile powinnam karmić i jaką wartość odżywczą ma moje mleko? Z plotek i szkodliwych mitów. Smutne jest życie ludzi, którzy twierdzą, że wszystkie wartości odżywcze wyparowują z mleka wraz z ukończeniem przez dziecko 4/6/9miesięcy. A po roku to już bez sensu totalnie!
Oczywiście mogłabym bez końca tak
wymieniać (a na pewno bardzo długo), ale chciałabym zwrócić
uwagę na bardzo ważną rzecz. Dzieci z wiekiem rozumieją coraz
więcej. Możemy przeoczyć moment, w którym dziecko zrozumie nasze
słowotoki. Apel szczególnie do rodziny, dziecko może rozumieć, że
krytykujecie jego rodziców i odczuć ich działanie jako negatywne,
mimo że samo by na to nie wpadło. To rodzic decyduje jak wychowuje
swoje dziecko. Jeżeli robi to w sposób, który Was bardzo
doprowadza do szału to to powiedzcie. Ale rodzicom. Nie dzieciom.
A propos "złych ludzi" i tego co się mówi do dzieci, to podczas moich praktyk w szpitalu zwróciłam uwagę na to, że rodzice (o zgrozo!) bardzo często mówią dzieciom np. przy pobieraniu krwi "o jaka zła ta ciocia, krzywdę robi!". Dziecku żadna krzywda się nie dzieje, pielęgniarki wiedzą co robią,może minimalnie zaboleć, jak to ukłucie. Dziecko płacze i krzyczy tylko dlatego, że się boi, a takie gadanie rodzica tylko utwierdza je w przekonaniu, że dzieje się coś złego i trzeba krzyczeć i płakać i się wyrywać... A później taki rodzic się dziwi, że dziecko się boi lekarza...
OdpowiedzUsuńZgadzam się... Intuicja matki często jest zagłuszana przez "doświadczone" osoby... Są też hardcorowe przypadki, kiedy TRZEBA zareagować np tu http://wyborcza.pl/duzyformat/1,147368,18693963,to-moje-dziecko-i-jak-bede-chciala-to-bede-je-bila-wtedy.html
OdpowiedzUsuń