piątek, 6 listopada 2015

Pójdzie na kurs to się nauczy.

Zbieram się do wyznania, które nie każdemu się spodoba i nie jest łatwo.
Lubię, kiedy każdy jest zadowolony i zazwyczaj staram się dążyć do takiego stanu, niezależnie od sytuacji, więc wyrażanie zdania, które nie każdemu się spodoba jest wyzwaniem i mam nadzieję, że jak każde wyzwanie - zakończy się satysfakcją, mam nadzieję, że moją.
Przypomnę tylko, że moje wpisy to osobiste przemyślenia i opinie, nie oficjalne stanowiska czegośtam i kogośtam




Nie lubię kursów. 


Uważam, że są krótkie. Dają złudne poczucie bycia kompetentnym i gotowym do zadań, do których kurs ma przygotować. W jakimś stopniu zwalniają z obowiązku codziennej pracy nad kształtowaniem siebie. Są jak usprawiedliwienie, jak podrobiony dokument. Zdejmują z przełożonego odpowiedzialność za rozwój podopiecznego, który ma iść na kurs. Wypaczają metody.

Myślę jednak, że kursy są bardzo potrzebne (zwłaszcza w harcerstwie).

Gwarantują spójność działania w dużej organizacji. Pomagają rozwijać pewność siebie. Dają umiejętności, wiedzę i znajomości. Dają uprawnienia. Są elementem życiowego doświadczenia. Pozostawiają coś bardzo ważnego - wspomnienia. Generują emocje. Motywują do działania, wymagają działania. Pomagają określić samego siebie. Uczą jak żyć z innymi ludźmi. Jak być skutecznym. Skłaniają do refleksji.

Ukończyłam milion kursów i chętnie zrobiłabym jeszcze drugi milion. Zorganizowałam trochę i chętnie zorganizuję więcej.
Za każdym razem, kiedy przygotowuję się do kursu myślę sobie, że będzie strasznie, zmarnuję sporo czasu, będzie to samo, wszystko już wiem, bo przeczytałam/słyszałam/robiłam. Nie chcę, naprawdę za każdym razem mam tak, że nie chcę iść na ten kurs!
Za każdym razem myślę sobie, że miałam rację. A jednocześnie, że nie miałam, bo uczę się. Przeżywam. Działam. Poznaję ludzi. Jak wracam z kursu to jestem zadowolona, że jednak poszłam. Chociaż było tak jak przewidywałam ale nie do końca, dobrze, że poszłam.

Kształcenie jest ważne. Wielki ukłon w stronę tych, którzy kształceniem się zajmują. To duża odpowiedzialność i świetna robota.

ALE

Błagam, pamiętajcie, że codzienność jest ważna. Każda rozmowa, każda sytuacja, każdy moment, kiedy jako wychowawca, instruktor, mam kontakt z podopiecznym. Nie wystarczy, że nauczę go na kursie. Bo ja uczę go cały czas. W sytuacjach organizacyjnych mam genialną okazję, by kształtować postawę. Wyzwań nie trzeba wymyślać na kurs, na zajęcia. One są w codzienności, w każdym działaniu. Tematów nie wystarczy poruszyć na kursie. Należy pozostawać otwartym,  a to co mówimy ma być spójne z tym co robimy. Co robimy i mówimy na kursie, codziennie i od święta.

Jesteś liderem zespołu? Drużyny, kadry, rady..?
Nie wystarczy, że poślesz ich na kurs. Wasza codzienność pokazuje im jacy mają być. To, co i jak robisz TY pokazuje im co i jak robić. Będą tacy jak TY, niezależnie od ilości i jakości kursów jakie odbyli i odbędą. Kurs ich wzmocni, upewni, uprawni, skłoni do refleksji. Nad tym co robisz TY.

Chcesz przygotować się do funkcji? W drużynie, kadrze, radzie..?
Zadbaj o siebie. Idź na kurs. I czerp wiedzę, umiejętności i podpatruj postawy od osób, które są dla ciebie autorytetem. Idź na kurs. Pracuj nad sobą codziennie. I idź na ten kurs, bo przełożony nie wskoczy w twoje ciało i nie zaprowadzi (całe szczęście, że się tak nie da!), musisz się ruszyć sam. Warto.

Chociaż nie lubię kursów. I tak idź.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz